Tonkim pradzivam soniečnych, jasnych pramieńniaŭ sad asypany, ŭ biełym staić zachapleńni, pyšnaj ciešycca, vieśniaj krasoj. Znoŭ viasna... Jašče raz u žyćci pieralotnym baču čary viasny maładoj, nieśmiarotnaj, viečna novaj i viečna žyvoj. Byccam morskija chvałi ŭźbiarežžam – mknie pa vyrai vyraj biaźmiežžam. Znoŭ viasna... Jašče raz... Kolki ž ich praminuła, kolki ž ich pražyła, dy ci šmat ich adčuła ja niaŭvažnaj, niastałaj dušoj? Ci ž padumała ja, što žyćcio uciakaje, što čahoś ad mianie spadziajecca, čakaje, i ničoha nia zroblena mnoj... «Kiń stajać na žyćcia uźbiarežžy», – kłiča vyraj u sinim biaźmiežžy. Dobra, ptachi! Rastajecie ŭ niebie-pradońni, ja ž pajdu napiarejmy žyćciu choć siahońnia razam z soncam, ziamloju, viasnoj, razam z sadam, što ŭ pradzivie jasnych pramieńniaŭ sam u jasnym, u biełym staić zachapleńni, pyšnaj ciešycca, vieśniaj krasoj. A nad im, byccam chvałi ŭźbiarežžam, mknie pa vyrai vyraj biaźmiežžam.
1927, Chełmna.
|
|